
U większości kobiet brakuje mi tajemnicy, nawet jej małego kawałka nie można zazwyczaj doświadczyć. Wszystko jest tak mocno oczywiste, jakoś powtarzalne i kiedyś już zbadane. Karty są odkrywane bardzo szybko i nawet nie trzeba ich podglądać, żeby wiedzieć co będzie dalej. Nuda, jak w filmach Zanussiego, ambicje nie potrafią skutecznie zastąpić emocji. Narzekam, choć już nie muszę. Ale nawet będąc szczęśliwym u boku wspaniałej kobiety, nie przestałem przecież kontemplować ukradkiem innych dekoltów i szukać niewiadomo_czego w oczach dziewczyn mijanych na ulicy.
Fenomen kiepskich scenariuszy realizowanych w życiu tłumaczy popularność komedii romantycznych i pisarek formatu Grocholi. Pragnienia większości kobiet to seryjna tandeta przycięta na wymiar, dostosowana do gustów rodem z TVN Style i ładnych kolorowych gazet. Domyślam się, że z facetami jest pewnie jeszcze gorzej, ale mam to w dupie, bo przecież nie oni są przedmiotem mej bezinteresownej troski.
Scena finałowa musi zaskakiwać. Nie może to być wnętrze jakiejś modnej pedalskiej knajpy, niech będzie stara kamienica albo las, gdzie można łatwo się zgubić. Cokolwiek, byle tym razem było inaczej. Happy end ze względu na dramaturgię nie jest wskazany, spełnienie cholernie rozleniwia i szybko nudzi. Heroina powinna mieć jakiś mroczny sekret, byle nie była weekendową dziwką. A amant niech np. ma schizofrenię albo przynajmniej karciane długi u ruskiej mafii. Potem rozstania i powroty, roztopione w słońcu perony i nocne pejzaże, pełnie tęsknoty i pożądania. To chyba byłoby na tyle, kolejny mglisty szkic, bon voyage...
Fenomen kiepskich scenariuszy realizowanych w życiu tłumaczy popularność komedii romantycznych i pisarek formatu Grocholi. Pragnienia większości kobiet to seryjna tandeta przycięta na wymiar, dostosowana do gustów rodem z TVN Style i ładnych kolorowych gazet. Domyślam się, że z facetami jest pewnie jeszcze gorzej, ale mam to w dupie, bo przecież nie oni są przedmiotem mej bezinteresownej troski.
Scena finałowa musi zaskakiwać. Nie może to być wnętrze jakiejś modnej pedalskiej knajpy, niech będzie stara kamienica albo las, gdzie można łatwo się zgubić. Cokolwiek, byle tym razem było inaczej. Happy end ze względu na dramaturgię nie jest wskazany, spełnienie cholernie rozleniwia i szybko nudzi. Heroina powinna mieć jakiś mroczny sekret, byle nie była weekendową dziwką. A amant niech np. ma schizofrenię albo przynajmniej karciane długi u ruskiej mafii. Potem rozstania i powroty, roztopione w słońcu perony i nocne pejzaże, pełnie tęsknoty i pożądania. To chyba byłoby na tyle, kolejny mglisty szkic, bon voyage...
ja bym wolała, żeby ona miała schizofrenię. a on.. niech nie ma przedniego zęba.
OdpowiedzUsuńcieszę się że przeczytałam drugi raz i natknęłam się na słowo "większości" nie wiem czemu..
OdpowiedzUsuńTeż nie mam pojęcia skąd ten brak skupienia ;)
OdpowiedzUsuńTo jse ne vrati...
OdpowiedzUsuńdonna.
p.s. piękne zdjęcie.. noir comme du charbon.
a jak mrocznym sekretem heroiny jest to,że lubi komiksy i filmy kosmiczno-elektryczne najlepiej ze złym zakończeniem? że na przykład statek rozbija się w lesie i wszyscy giną ? to sie liczy takie coś? ;-)
OdpowiedzUsuńChyba wszystkie filmy kosmiczno-elektryczne się dobrze kończą, to główna wada tego gatunku ;) A komiksy... no cóż, zawsze uważałem je za poślednią rozrywkę dla ubogich duchem ;)
OdpowiedzUsuńWiesz, wracam do tego posta chyba już 3 raz, a ciągle wydaje mi się nowym i świeżym, najlepszym Twoim, który tutaj czytałam. Ale po co Ci mam to pisać, A...
OdpowiedzUsuńMoże po to, żebym wiedział...
OdpowiedzUsuń