(...) potem był ostatni list, przesycony smutkiem i z trudem skrywaną melancholią. Nigdy się nie spotkali i po jakimś czasie pewnie oboje zapomnieli o tym krótkim eterycznym spotkaniu w odmętach globalnej sieci. Ona wyjechała do małego miasteczka, gdzieś na pograniczu i została tam nauczycielką, ofiarując swoje staropanieństwo Bogu, a westchnienia ulubionemu aktorowi z lat młodości. Jakiś czas później, on zginął w pojedynku, zabity przez zdesperowanego księgowego, któremu uwiódł nieletnią córkę. Do dzisiaj nie wiadomo, kto składa tulipany na jego grobie, u progu każdej wiosny, która co roku, na nowo ogrzewa nasze serca...
:)
OdpowiedzUsuńa gdyby to okazało się prawdziwe. parole parole... Uważaja na nie. donna.
OdpowiedzUsuń